Co skrywa historyczna stacja Port Lockroy?
Zaledwie 700 mil od Ziemi Ognistej znajduje się malutka wyspa Goudier. W jej zatoce, nazwanej Port Lokcroy znajduje się jedna z siedemdziesięciu baz na Antarktydzie. Skrywa ona nieprzeciętne atrakcje i historie. I choć jest to ciężko dostępne miejsce na świecie, odwiedzają je obowiązkowo wszyscy zmierzający na Antarktydę. Jest to bowiem pierwszy przystanek na tej trasie. Niegdyś będący Base A. Dziś po prostu Port Lockroy.
![]() |
Siedlisko pingwinów pod brytyjską flagą. Widać kto jest prawdziwym gospodarzem.
|
Bazy polarne na terenie Antarktyki budowano głównie w celach militarnych. Podobnie było ze stacją na Deception Island, nazwaną Base B. Nie trudzono się i nie wyszukiwano górnolotnych nazw. Podążano wraz z alfabetem. To całkiem zabawne.
Wysepka Goudier została odkryta podczas wyprawy francuza Jean - Baptiste Charcot w latach 1903 – 1905, a nazwa pochodzi od nazwiska mechanika statku tej wyprawy. Z kolei nazwa zatoki Lockroy jest hołdem dla francuskiego polityka Édouarda Lockroy, który dofinansował całą tę wyprawę. A na dokładkę powiem, że budynek stacji nosi nazwę Bransfield House – na cześć antarktycznego pioniera Edwarda Bransfielda .
Nazewnictwo w historii odkryć geograficznych nie zaskakuje mnie kompletnie. Chyba tylko nazwa naszej planety nie jest hołdem w niczyją stronę.
Mimo wszystko cykl historyczny stacji Lockroy jest interesujący. Pierwsze zimowanie ludzi nadzorował tutaj J. Marr – polarnik i biolog morski. Dziś sławny, wtedy jedynie zdeterminowany szaleniec polarny! Niesamowicie energetyzująca i barwna postać jeśli chodzi o odkrycia antarktyczne. Jako młody chłopak wziął udział w najsławniejszej w historii wyprawie Shackletona. Napiszę o tym innym razem, bo historia naprawdę jest warta uwagi.
Wracając do Port Lockroy, to w okresie II wojny światowej pełnił rolę bazy militarnej, służącej do monitorowania tego obszaru oraz przeciwdziałania aktywności niemieckiej marynarki wojennej. Ciekawostką odnośnie nazewnictwa jest fakt, iż operację tę zapoczątkował rząd brytyjski, a projekt nazwano Tabarin. To na cześć francuskiego klubu nocnego? Co za fantazyjne kryptonimy!
Po wojnie baza przekształciła się w stację badawczą. Przeprowadzano tam badania geologiczne, meteorologiczne i botaniczne. W 1962 roku ze względów ekonomicznych stację zamknięto na jakiś czas. Nikt jednak nie przewidział, że czas nieobecności ludzi na wyspie wykorzystają cwane pingwiny białobrewe i założą tam swoją kolonię. Przerażająco liczną jak na mały obszar!
Po ponad trzydziestu latach zdecydowano się wyremontować budynki i przywrócić stacji część życia. Część, którą można dzielić się z innymi. Tak powstało muzeum. Wrócili ludzie. Nieliczna grupa, mieszkająca tam sezonowo. Pingwiny jednak zostały. Kolonią liczącą na ten moment około 3 tysiące osobników zdominowały teren. Nie odstraszył ich powrót kilku osobników rasy ludzkiej. Pingwiny białobrewe zasmrodziły wyspę!
![]() |
Tak bardzo śmierdzi, że ojej...
|
![]() |
Gospodarze są tylko jedni!
|
Ze względu na przepisy ochrony środowiska oraz zasiedlania obszarów Antarktyki, wizyty na wyspie ograniczone są o 60 osób w jednym czasie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest tam tłoczno. W tym wypadku nie ze względu na ludzi lecz pingwiny. Spacerują jak chcą, przecinają ludziom ścieżki, mają gniazda pod samym budynkiem stacji i...wszędzie są ich odchody.
![]() |
Budynek stacji okazał się być doskonałym schronieniem dla pingwinów i ich gniazd.
|
Port Lockroy odwiedziłam dwukrotnie. Za pierwszą wizytą skupiłam się wyłącznie na zwiedzaniu wyspy, fotografowaniu terenu, obserwowaniu pingwinów i ich okresu godowego.
Na niektórych zdjęciach widać przytłumione słońce. Bardzo zjawiskowym uczuciem jest, kiedy w śnieżnej krainie jest ponuro. Blask śniegu powinien bić po oczach - powie ktoś. I tak rzeczywiście jest, lecz zdarzają się dni bardzo szare i depresyjne. A słońce jakby blade i zmęczone. Nie rozjaśniałam zdjęć podczas obróbki, nie chciałam aby straciły swój piękny, naturalny mrok.
Za drugim razem odwiedziłam budynki stacji i zmierzyłam się z historią tego miejsca. To bardzo fascynujące w jakich warunkach żyli w bazie ludzie i jak musieli sobie radzić w niejednokrotnie ciężkich warunkach. Spacer po stacji/muzeum odbywa się bez żadnych przewodników. Można sobie iść, gdzie się chce, nikt nie ogranicza nam kierunku ani czasu zwiedzania. Nikt też nie woła o dolary za wstęp. Przekraczając próg Bransfield House, zaczynamy niesamowitą podróż w czasie.
![]() |
Bransfield House - jak widać nie jest do olbrzymi budynek. W zasadzie im mniej przestrzeni tym cieplej. A tutaj jest to całkiem istotne!
|
![]() |
Mimo iż wielu wyda się to prymitywne, to jednak wszystko było bardzo przemyślane. Nawet przestrzeń łazienki. Skoro nie brali kąpieli zbyt często, to po co większe pomieszczenie? :)
|
![]() |
Kolejne schowki, tym razem na narzędzia i chemikalia.
|
![]() |
Biblioteczka musi być! Coby w gorsze pogodowo dni usiąść wygodnie w fotelu i zapomnieć na chwilę, że się jest na końcu świata.
|
![]() |
Ręcznie zrobiona gra Monopoly w wersji F.I.D, co po rozwinięciu oznacza Falkland Island Dependiences. Tym skrótem określano też kogoś, kto dla nich pracuje. Ciekawe jak bardzo zmienili reguły gry? :)
|
![]() |
Wreszcie salono-jadalnie, gdzie na chwile obecna można napić sie kawy lub herbaty oraz pozostawić pamiątkowy wpis w księdze gości, co oczywiście z wielką przyjemnością uczyniłam.
|
Nawet nie wiecie ile frajdy miałam w domu podczas lokowania znaczków w moim klaserze!
Swego czasu krążyło w internecie bardzo nietypowe ogłoszenie o pracę w Port Lockroy, na stanowisku...listonosza. Choć w tym wypadku bardziej trafnym określeniem posady byłoby pracownik poczty. Nie da się ukryć, że wielu warunków spełniać nie trzeba: chęć, dobre nastawienie i języki. Trzeba jeszcze podobno przejść testy na radzenie sobie w trudnych warunkach i oczywiście należy lubić pingwiny. Nie trzeba pałać do nich miłością jak ja, ale wystarczy akceptować ich obecność. Może wyczesanej wypłaty nie ma, bo podobno za jedyne tysiąc funtów miesięcznie, ale za to jaka przygoda :)
![]() |
Kiedy wieje guanem... :)
|
Jeśli wspomniana wcześniej oferta pracy jeszcze kiedykolwiek się pojawi, aplikuję!
Zrobilibyście to?
Nie wiem, czy odważyłabym się podjąć taką pracę... Ale zazdroszczę podróży w te miejsce. Ja podróżuję głównie po Europie. Też jest piękna! Marzy mi się coś dalekiego i obcego... Może kiedyś. Teraz czerpię przyjemność z czytania Pani historii :) Wielka inspiracja! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMartyna
Każde miejsce potrafi być piękne, jeśli to my będziemy na nie patrzeć z tej perspektywy i jeśli będziemy to piękno chcieli dostrzec :) Dziękuję za miłe słowa i wsparcie. Cieszę się, że mogę być inspiracją!
UsuńNo podziwiam Cię, że tam Cię zaniosło! Jak ja bym chciała taką pocztówkę z stamtąd! <3 Zadziwiające są te pingwiny, które nic a nic sobie nie robią z Waszej obecności. A jako pracownik poczty umarłabym tam z samotności :>
OdpowiedzUsuńOjej ale zazdroszczę! To takie moje marzenie żeby tam pojechać. Świetny tekst, będę tu wpadać częściej :)
OdpowiedzUsuń