Wyczekane znalezisko - czyli pieprzone motyle i karteczki
Wyczekujemy. Mamy w naturze to, że czekamy. Cierpliwie licząc, że nasza niezwykła zwykłość zachwyci kogoś, a on zechce z niej korzystać i z całego pakietu również, w skład którego wchodzą najprostsze ale jednocześnie najpiękniejsze rzeczy, jakie tylko możemy podarować.
Zazwyczaj nie są to skomplikowane podarunki. Trochę troski, zainteresowania, wsparcia, dobra też trochę i żartów głupich o tym, że wcale tacy emocjonalni nie jesteśmy. Jeszcze spojrzeń trochę, wspólnych wieczorów i takich rozmów zwykłych, które nagle przestają być nudne.
I kiedy zjawia się nasze "wyczekane znalezisko", odmienia smak naszego śniadania, zapach kawy, rytm serca i jakość snu. Co prawda śpimy wtedy mało bądź wcale, ale i tak jesteśmy wyspani - tak to działa. Naukowcy nazywają to ogłupieniem. Być może jesteśmy wtedy ogłupieni, mamy niedostatek rozumu, ale czujemy się z tym wyjątkowo dobrze albo NAJLEPIEJ po prostu...
Lubimy wtedy mówić o tym, pisać i śpiewać. Zostawiamy karteczki ze słowami, których wstydzimy się powiedzieć, piszemy wiadomości, a w nich opowieści dziwnej treści. Układamy piosenki o motylach w brzuchu, kwiatach na parapetach i cudach siedmiu ze stron świata czterech...
Reasumując - "wyczekane znalezisko" odmienia całą pogodę naszego życia, najczęściej nie wiedząc nawet o tym.
Niewątpliwie nie jesteśmy jednak księżniczkami i Disney nam życia nie napisał, tak więc w pewnym momencie zwykle okazuje się, że nasze "wyczekane znalezisko" wcale nie ma potrzeby współistnieć z nami ani nawet obok nas i w pobliżu nas też niekoniecznie. Niestety ma ochotę istnieć samo tudzież wespół z innym kimś.
Wtedy nagle zasypiamy, mamy niedociśnienie tętnicze, śniadanie nie smakuje, kawa już nie pachnie. Karteczek nie zostawiamy - sami stajemy się karteczką z napisem: dlaczego albo czemu - w zależności od faktu posiadania predylekcji do poprawności językowej...
Wszyscy jednak chcielibyśmy pisać karteczki:
kropka
Brak komentarzy